wtorek, 23 lipca 2013

1.

    Przez cały lot starała się nie myśleć o tym, co będzie, kiedy już opuści lotnisko i będzie musiała jakoś zająć się sobą. Wolała podjąć decyzję pod wpływem chwili i niczego nie planować. Nie była przesądna, ale doszła do wniosku, że w obecnej chwili przyda się trochę ostrożności. Tak naprawdę dopiero teraz zaczęła postrzegać swoją decyzję jako może trochę pochopną i nieprzemyślaną, jednak czuła, że nie ma odwrotu. Skoro znalazła w sobie tyle siły, żeby wsiąść do tego samolotu i zostawić wszystko za sobą, nie chciała się poddawać tylko dlatego że przyszłość była niepewna. Zastanawiała się, czy Timothy już zauważył zniknięcie jej rzeczy, ciekawiło ją, jak się poczuje, czy rodzice będą tęsknić i jak wyjaśnią jej nagłe zniknięcie. Kiedy jednak samolot wylądował, myśli te odpłynęły daleko i została tylko ona i pytanie, co dalej.
    Po opuszczeniu lotniska przysiadła na przystanku autobusowym. Chciała przełożyć resztę pieniędzy z walizki do torebki. Niestety nie było ich tam, gdzie myślała. Przeszukała cały bagaż i pieniędzy nie znalazła. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że po włożeniu pewnej sumy do portfela, resztę umieściła w kopercie i położyła na łóżku, obok portfela i prawdopodobnie zapomniała o nich w ferworze pakowania. Bo przecież niemożliwym było, że ktoś ją okradł. Gdy uświadomiła sobie ten fakt, zachciało jej się płakać, bo cóż z tego, że była silna, skoro nawet ucieczki nie potrafiła przeprowadzić od początku do końca tak, by była udana. Nie wiedziała, jak postąpić w obecnej sytuacji. Owszem, zostało jej tyle, żeby tej nocy wynająć pokój w jakimś motelu i nawet zostać w nim przez tydzień, ale co dalej? Musi mieć czas na znalezienie pracy, nauczenia się żyć bez gosposi i rodziców, którzy mieli pieniądze na wszystko. Przestała już udawać, że nie chce jej się płakać i pozwoliła łzom swobodnie płynąć po policzkach. Była beznadziejna. Już sama nie wiedziała, co sobie wyobrażała. Chciała znaleźć najbliższą budkę telefoniczną, zadzwonić do rodziców i poprosić ich, żeby ją stąd zabrali. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że nie może tak zrobić. Wówczas przyznałaby się sama przed sobą, że jest słaba, czego nie chciała, a poza tym, mimo braku perspektyw, czuła się wolna. Nie chciała tracić tego uczucia. Postanowiła więc przestać użalać się nad sobą i dostać do centrum. Pomógł jej w tym miły, starszy pan, który także zmierzał w tamtą stronę i jak ona nie chciał korzystać z taksówek. Ucięli sobie w trakcie podróży bardzo miłą pogawędkę. Chloe sama się dziwiła, że tak szybko odnalazła się w rozmowie z nieznajomym. Była dosyć nieśmiała i zazwyczaj wolała trzymać się z boku.
    Będąc już w centrum, postanowiła znaleźć kawiarnię lub jakiś bar, w którym mogłaby napić się czegoś ciepłego i może zdobyć informacje o miejscach, w których mogłaby przenocować za niewielkie pieniądze. Jej wybór padł na pub o dumnej nazwie Carpe Diem. Miała nadzieję, że będzie to miły lokal, w którym napije się dobrej kawy, w rzeczywistości był to typowy, zadymiony bar, pełen wielbicieli różnego rodzaju trunków. Nie czuła się tutaj najlepiej, ale nie miała ochoty szukać czegoś lepszego. Zajęła miejsce przy barze i z ciekawością rozejrzała się wokół. Wystrój pubu dość nieudolnie nawiązywał do amerykańskich westernów. Większość mebli wykonana była z materiału udającego drewno, a na ścianach gdzieniegdzie wisiały kowbojskie kapelusze i rybackie sieci. Jedną z nich zajmowała replika Harleya-Davidsona. Gdzieś w kącie stała scena, na której siedziała już nie najmłodsza kobieta, śpiewająca piosenki, których Chloe nie znała.
    – Coś ci podać? – z zadumy wyrwał ją głos jednej z barmanek. Odwróciła się. Stała przed nią wysoka i śliczna brunetka, polerująca kufel do piwa, co było dopełnieniem wizerunku miejsca, w którym Chloe właśnie się znajdowała.
    – Kawę – wydukała nieśmiało blondynka, patrząc na swoje ręce..
    – O tej porze? – zainteresowała się barmanka.
    – Mam dużo czasu – odparła Chloe nieco pewniej, uśmiechając się do dziewczyny.
    – W porządku. – Brunetka na chwilę zniknęła jej z oczu. Wróciła chwilkę później, niosąc filiżankę z parującym napojem.
    – Z mlekiem i dwiema kostkami cukru – powiedziała, stawiając naczynie przed Chloe.
    – Skąd wiedziałaś?
    – Znam się na ludziach. – Dziewczyna uśmiechnęła się. – Jestem Melanie – przedstawiła się.
    – A ja Chloe.
    – Co cię sprowadza do Berlina, Chloe – zapytała Melanie, biorąc do ręki kolejny kufel.
    – Skąd wiesz, że nie jestem stąd?
    – Masz ze sobą walizkę i cóż, gdybyś była stąd, na pewno nie przyszłabyś tutaj na kawę  – odparła brunetka, nalewając z wprawą piwo do kufla. Chwilę później odstawiła je na kontuar, skąd zostało zabrane przez barczystego mężczyznę, który posłał Chloe długie spojrzenie. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, co nie umknęło uwadze Melanie.
    – Oprócz mnie, drugiej barmanki i tej śpiewającej, jesteś tutaj jedyną dziewczyną, więc nie dziw się tym spojrzeniom – powiedziała.
    – Jak ty sobie z tym radzisz? – zapytała Chloe.
    – Jestem dużą dziewczynką – odparła, po czym, po chwili namysłu dodała: – No ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
    – To skomplikowana historia – powiedziała blondynka, upijając trochę kawy z filiżanki. – Przepyszna.
    – Jak już sama mówiłaś, masz czas. A ja jestem barmanką, czyli prawie księdzem. – uśmiechnęła się, ukazując rządek równych, białych zębów. Było w tym uśmiechu coś, co sprawiło, że Chloe poczuła, iż mogłaby jej zaufać, co w jej przypadku było dziwne, gdyż rzadko komu ufała. Nigdy nie miała prawdziwej przyjaciółki, a wszelkie rozterki przeżywała w swoim wnętrzu. W marzeniach jednak jej powierniczka była otwarta, niezależna i silna, taka, jaka Chloe nigdy nie była. I z jakiegoś powodu czuła, że Melanie odpowiada temu opisowi. Spojrzała w jej bystre, brązowe oczy i po prostu zaczęła mówić. Sama się sobie dziwiła, jak gładko przyszło jej opowiedzenie o wszystkich swoich rozterkach i wątpliwościach. Melanie była dobrym słuchaczem
    – Pewnie masz mnie za rozpieszczonego bachora – powiedziała, kiedy już skończyła swoją opowieść.
    – Uważam, że trzeba odwagi, żeby zrobić coś takiego – odparła Melanie, patrząc na Chloe, która pierwszy raz w życiu poczuła, że ktoś wierzy w nią dla niej samej, nie dla siebie. Była zdziwiona tym wszystkim. Ten szalony dzień był w ogóle dniem pierwszych razów. Chloe nie sądziła, że kiedykolwiek w jej życiu wydarzy się coś takiego. Coś, co pomoże jej na zawsze się zmienić i zobaczyć, że jednak nie jest głupiutką idiotką. Czuła się niesamowicie podbudowana.
    – Melanie, możesz już iść, damy sobie już radę bez ciebie. – Nagle obok barmanki pojawił się wysoki, barczysty chłopak. Było w nim coś, co nie spodobało się Chloe. Jego spojrzenie było przeszywające i nieprzyjemne. Dziewczyna poczuła, że gdyby stała, pod wpływem tego spojrzenia musiałaby usiąść.
    – Genialnie. Dzięki Mark – powiedziała Melanie i wyszła na zaplecze. Mężczyzna stał jeszcze chwilę przed Chloe i taksował ją wzrokiem. Ta udawała, że niczego nie dostrzega i jest bardzo zainteresowana swoimi dłońmi. Dopiero kiedy odszedł, mogła odetchnąć pełną piersią. Był w pewien sposób przerażający.
    – Zostajesz? – usłyszała za sobą głos Melanie.
    – Nie, nie, idę – odparła. Chwilę później były już na zewnątrz. – Jak dobrze znów oddychać czystym powietrzem!
    – Nie takim znowu czystym – zaśmiała się Melanie. – Ale na pewno przyjemniejszym, niż tam wewnątrz. Aczkolwiek to wszystko kwestia przyzwyczajenia
    – Pewnie masz rację… Słuchaj, mogłabyś mi polecić jakiś tani hotel albo coś w tym stylu gdzieś w pobliżu?
    – Mogłabym – powiedziała brunetka. – Ale jak chcesz, możesz zatrzymać się u mnie.
    Chloe zdziwiła ta bezpośredniość dziewczyny. Melanie chyba zauważyła jej zaskoczenie, bo szybko dodała:
    – Nie martw się, nie jestem żadną psychopatką. Nie jestem nawet lesbijką i nie wpadłaś mi w oko. Po prostu pomyślałam, że będziesz się czuć raźniej z kimś, kogo już znasz.
    Chloe musiała przyznać, że Melanie znów miała rację. Bała się, że jeżeli teraz zostanie sama, stchórzy i wróci do Monachium, a jej nowa znajoma, znająca na dodatek całą historię, byłaby w takiej chwili bardzo pomocna.
    – A twój chłopak albo rodzice nie będą mieli nic przeciwko?
    – Mieszkam sama – powiedziała dziewczyna. – No prawie sama, ale jestem pewna, że pan Rogers cię polubi?
    – Pan Rogers? – zainteresowała się Chloe.
    – To mój pies.