„Chcę biec, lecieć, bić skrzydłami tak mocno, aby nie słyszeć niczego poza łomotem własnego serca.”
Siedziała na ławce w parku, nie przejmując się padającym deszczem. Była przemoczona. Misternie ułożony kok rozpadł się, a biała sukienka nadawała się już tylko do wyrzucenia. Nie przejmowała się tym jednak. Głowę miała zwróconą do nieba, a krople deszczu smagały jej twarz, rozmazując starannie wykonany makijaż. Przymknęła oczy. Myśli w jej głowie galopowały w szaleńczym tempie. Dokładnie analizowała ostatnich kilka godzin, tygodni, a potem lat. Była dobrą córką, bez własnego zdania, bezgranicznie podporządkowaną rodzicom. Zawsze robiła to, czego od niej oczekiwali, nie zastanawiając się, czy sprawia jej to przyjemność, czy jest dzięki temu szczęśliwa. Wierzyła, że chcą dla niej jak najlepiej, dlatego nigdy im się nie sprzeciwiła. Również wtedy, gdy po jednej z wystawnych kolacji, urządzonych dla znajomych rodziców, dowiedziała się, jak będzie wyglądać jej przyszłość. Miała skończyć studia prawnicze, otworzyć swoją własną kancelarię i wyjść za Timothy’ego Gutknechta, syna wspólnika ojca. Wiadomość tę przyjęła zupełnie bezrefleksyjnie. Z góry założyła, że przecież mamie i tacie zależy na jej szczęściu, a jeśli Timothy jej się nie spodoba, to na pewno odpuszczą. Nie wiedziała wówczas, jak bardzo się myli. Rodzice nie mieli zamiaru dać jej spokoju. Zdała sobie sprawę z tego dopiero wtedy, gdy mimo stanowczych protestów, ojciec nadal aranżował jej spotkania z nim. W końcu uległa kolejny raz i nadszedł dzień zaręczyn. Nie chciała robić z tego wydarzenia, ale matka nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła przedstawienia przed przyjaciółkami, których w gruncie rzeczy nie znosiła. Musiała pokazać, że to jej córka, nie niczyja inna, zdobyła serce najlepszej partii w Monachium. Chloe również tym razem nie potrafiła się postawić. Brakowało jej odwagi, silnej woli. Nie robiła matce wyrzutów, nie komentowała powiększającej się listy gości. Ostatecznie jakieś pięćdziesiąt osób obserwowało, jak Timothy wsuwa na jej palec pierścionek od Cartiera. Matka nie posiadała się ze szczęścia, ojciec pękał z dumy, wszyscy klaskali, a ona po raz pierwszy w życiu poczuła się tak, jakby się dusiła, jak w klatce. Po raz pierwszy poczuła się nieszczęśliwa. Widziała otaczających ją ludzi i miała wrażenie, że ich nie zna. Nagle rzeczywistość, w której żyła, wydała jej się pusta, taka, jak ona sama. Czuła się jak lalka, piękna, ale pozbawiona wnętrza. Wszystko się zmieniło, gdy poczuła chłód pierścionka na swoim palcu. Ta jedna chwila odwróciła jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Zrozumiała, że nie jest szczęśliwa, że nigdy nie była i nigdy nie będzie, jeżeli czegoś nie zmieni. Po odebraniu wszystkich gratulacji wymknęła się do toalety, a potem opuściła apartament rodziców. Nie wiedziała, gdzie idzie, nogi same ją prowadziły. Nie zatrzymała się nawet wtedy, gdy zaczął padać deszcz. W końcu dotarła do parku, w którym często bawiła się ze swoją przyjaciółką, gdy była mała. Wtedy wszystko było proste…
Otworzyła oczy i spojrzała na okazały kamień, zdobiący jej lewą dłoń. Nagle stał się niesamowicie ciężki. Czuła się jakby tonęła, a on tylko pociągał ją na dno. Oczami wyobraźni zobaczyła, jak będzie wyglądać jej przyszłe życie, jeżeli teraz niczego nie zmieni. W jednej chwili podjęła decyzję. Wróciła do domu rodziców, ale tylko na chwilę. Chciała zabrać torebkę, w której miała dokumenty i klucze do apartamentu Timothy’ego, gdzie mieszkała. Nie sądziła, że wszystko pójdzie tak łatwo – bez problemu udało jej się kolejny raz wyjść niezauważoną. W drodze do swojego mieszkania, wypłaciła z konta znaczną sumę pieniędzy. Do walizki zapakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, trochę ubrań i kosmetyków. Zostawiła telefon, laptop i wszystkie karty kredytowe. Nie były jej potrzebne. Pieniądze, które wypłaciła, powinny jej na początku wystarczyć, potem planowała znaleźć pracę. Gdy wychodziła, ostatni raz omiotła spojrzeniem mieszkanie. Nie wiedziała, co będzie jutro, nie miała sprecyzowanych planów. Wiedziała natomiast, że nie będzie tęsknić.
Na lotnisku znalazła się godzinę później, po pięciu natomiast wysiadła z samolotu w Berlinie i po raz pierwszy w życiu poczuła, czym jest wolność.
Wpadłam tu zupełnie przypadkiem ,na chwilę .... myślę , że ostanę na dłużej ... taką mam nadzieję .
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie , kolejne opowiadanie o TH , czekam niecierpliwie.
PS "Najważniejszy w każdym działaniu jest początek"- Platon , a Ty zaczęłaś bardzo ciekawie : )
Pozdrawiam , acrostle
Lubię tego typu motywy: gdy bohaterka wyjeżdża, zostawia wszystko za sobą i rozpoczyna życie na nowo w obcym miejscu - jest jak tabula rasa, i chociaż czytelnik wie, kim bohaterka była wcześniej, to zastanawia się, w jaki sposób zostanie "zapisana".
OdpowiedzUsuńW tym przypadku cienie przeszłości jeszcze nie raz będą deptać Chloe po piętach. Apodyktyczni rodzice raczej nie odpuszczą - no bo jak to? nie będą mogli odhaczyć "sukcesów" córki na List of things to do?
Hm, cóż ciekawego wyniknie z ucieczki Chloe? Bo o to, kogo pozna w Berlinie, nie pytam - zajrzałam już do zakładki "Bohaterowie" ;)
Życzę Ci weny, chęci oraz wytrwałości w pisaniu opowiadania :)
Pozdrawiam serdecznie.
PS Dałoby się wyłączyć weryfikację obrazkową? Mam problemy z rozczytaniem kodu.
Oczywiście, już to zrobiłam.
UsuńDziękuję za miłe słowa :). Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć to opowiadanie, bo cóż, zabierałam się do niego już kilka razy.
O, Chloe jest niegrzeczną dziewczynką, a ja takowe lubię. Przez pierwszą część współczułam bohaterce życia - bo chociaż z pozoru wydaje się idealne, wcale takie nie jest. Pieniądze i wpływowi rodzice szczęścia w życiu nie dają. Czytając drugą część prologu ucieszyłam się w duchu, że Chloe postanowiła zmienić swoje życie, chociaż ucieczki nie zawsze są najlepszym sposobem rozwiązywania problemów, w tym przypadku w ogóle nie żałuję ani rodziców ani narzeczonego.
OdpowiedzUsuńCzekam na rozwój wydarzeń! ;-)
Btw, pytam z ciekawości: pięć godzin trwał sam lot do Berlina czy to łączny czas lotu i koniecznych odpraw na lotnisku? Przepraszam, czasami bywam upierdliwa...
Wytrwałości! ;-)
To łączny czas lotu i koniecznych odpraw, których nie opisywałam, bo nie miały większego znaczenia dla treści prologu :).
UsuńDzięki! Moja szalona ciekawość została zaspokojona aż do ukazania się rozdziału pierwszego. Weny! ;)
Usuń